Pani Bosacka ma wielu wiernych widzów. Nie tylko wśród osób dorosłych...
Będąc kiedyś w osiedlowym sklepiku na zakupach, takiej scenki byłam świadkiem:
Coraz częściej, w bardzo bolesny sposób, dochodzi do mej świadomości jak wiele do dziecięcych móżdżków wlewa dzisiejsza telewizja.
Oczywiście nie odkrywam przy tym ameryki, że od czasów mego dzieciństwa to często ten płaski ekran pełni rolę nauczyciela, podczas kiedy zapracowani rodzice mogą wyżebrać nieco czasu dla siebie.
I nie było by to niczym haniebnym (wszak po tylu godzinach ciężkiej pracy, mało który rodzic ma jeszcze siłę zajmowaniem się rozbieganą, rozradowaną pociechą, skaczącą mu po plecach. Kiedy poziom dziecięcego szczebiotu przechodzi powyżej pewnej skali, rozumiem potrzebę dzisiejszych rodziców, by choć na chwilę odseparować od siebie latorośl), jednak każde rozwiązanie problemu należałoby stosować z umiarem.
Na przykładzie dość mi bliskim, swoją opinię kreowałam od kilku lat.
Dziś spoglądam ze smutkiem na opuszczony plac zabaw przed moim domem. Dzieci w wieku szkolnym policzyć mogę na jednej ręce. Królują tu matki z małymi 3-5 letnimi dziećmi, lub sędziwe babuleńki, piastujące w wózeczkach potomków swych córek lub synów. Nie wiem czy jest tak wszędzie, jednak tu na warszawskim Ursynowie, taki obrazek jest dość powszechny.
Czasy się zmieniły. W zapomnienie odeszły szałasy, skakanki, gra w gumę.
Rozumiem zmianę czasu i obyczajów w nim panujących. Rozumiem strach matek, przed samotnym wypuszczaniem dzieciaczków spod swych skrzydeł, fakt, że moje pokolenia rządziło się innymi radościami i innymi nowinkami technicznymi, które nie uziemiały nas na wiele godzin w domu.
I o ile pusty plac zabaw przeboleję, o tyle nie umiem patrzeć jak młode pokolenie nasiąka medialnym krzykiem. Jak rolę matki i ojca przejmuje bezduszny ekran. I tak naprawdę jedynym powodem takiego stanu rzeczy jest fakt, iż jest to łatwiejsze od zajęcia się dzieckiem, które jeszcze przez ten krótki okres w naszym życiu, łaknie i potrzebuje naszej uwagi... Potem rolę rodziców przejmują znajomi, szkoła- ich własna wewnętrzna podnieta, życie w którym nie będzie potrzebna mama i tata w takim stopniu jak przez te kilka lat gwałtownego rozwoju młodych.
Właśnie... Co zapamiętają z czasów pierwszych szkolnych klas? Zdenerwowanych rodziców, których wszystko irytuje, a najbardziej ich własne dziecko, zawracające im głowę? Dziesiątki gier które przeszło? Fejsika? Głupie filmiki ja YT? Zlewające się w jedno, programy telewizyjne?
Dzień zlewający się z dniem, brak możliwości generowania wspomnień...
Możliwe, że za stara jestem na rozumienie...