niedziela, 21 kwietnia 2013

O "Straconym Pokoleniu" parę nieskładnych słów...






„Stracone pokolenie”.
Słyszymy o nim w telewizji, słyszymy w audycjach radiowych, czytamy na portalach społecznościowych i gazetach.
Wychowani w nadziei i złudzeniach (wręcz w naiwności!), że tak niewiele potrzeba, byśmy osiągali sukcesy w życiu.
Od dziecka słyszeliśmy: „Idź na studia! Inaczej w życiu do niczego nie dojdziesz!”.
Nikt nam nie mówił o bezrobociu, kryzysach, nie opowiedzieli jak wyglądać może to nasze „dorosłe życie”.
W końcu w połowie studiów, media wybuchają wielkim krzykiem, ogłaszając nas wszem i wobec pokoleniem nieudaczników, pokoleniem straconym.
Mówią o tym głośno, malując przed nami pejzaż malowany szarą farbą na ciemnym płótnie.
Mówią o bezrobociu, o niechęci młodych do pracy, o diabolicznych pracodawcach i wielko-korporacyjnych wyzyskiwaczach. Straszą zmianami w emeryturach, o braku zabezpieczenia na przyszłość i każą zajmować długie kolejki w urzędach, mamiąc drobnym zasiłkiem.
„Nie dla was szczęście”, wydają się mówić, uśmiechając łagodnie ze szklanego ekranu.
Jadąc ostatnio tramwajem, popadłam w zadumę nad zawiłością tego problemu.
Wszak praca jest, choć nie taka jakiej byśmy oczekiwali w pierwszych dniach po odebraniu dyplomu.
Niedawno odnalazłam starą znajomą, szczęśliwą matkę kilkuletniego chłopca, pracującego w sklepie „na taśmie”. Nie wydawała się mi nieszczęśliwa mimo, że gdybym opowiedziała o jej pracy wśród „studenckich” znajomych, zobaczyłabym niesmak na ich twarzy. Usłyszałabym o braku ambicji, o życiu od pensji do pensji. O tym, że jest idealnym przykładem kobiety bez studiów i bez perspektyw. Tym dziwniejszym dla nich by było, że wydawała się być dumna ze swojej pracy, z faktu, że wykonuje ją najlepiej jak potrafi, że za tą pracę otrzymuje wynagrodzenie i premię z której żyje razem z synkiem. Na pytanie czy jest szczęśliwa, bez wahania odpowiada z szerokim uśmiechem „Tak, jestem”.

Zabawne, ale to spotkanie dało mi wiele do myślenia. 
Będąc na studiach mówili nam z miejsca, że niewielu pracuje w zawodzie po ukończeniu danego kierunku. Każdy jednak się łudził, że będzie tą osobą, której akurat się uda.
Na dzień dzisiejszy, znam kilka przypadków ludzi, którzy nie umieli stłumić swej dumy i dopasować się do otaczających ich realiów. Nie umieli szukać czegoś, poza swoim zawodem.
Siedzą teraz zgorzkniali w domu, wysyłając kolejne CV do potencjalnych pracodawców, ze złością powtarzając słowa zasłyszane w telewizyjnym kurierze: „Pracodawcy nie chcą wspierać młodych, zdolnych ludzi!”.
Otóż ja im się nie dziwię. Myśmy byli wychowani w przeświadczeniu, że studia za nas wszystko załatwią. Pozostawiły nas jednak ze świstkiem papieru w rączce i bolesną niewiedzą jak się teraz dalej zachować. W oczach pracodawców brzydzimy się pracy, mamy ogromne mniemanie o sobie i własnej wartości, a niewiele wnosimy ze sobą do firmy.
Czy jest to prawdą? Patrząc na wegetujących studentów, przechodzących na łasce profesorów na kolejny rok, w sumie się nie dziwię. Nie wiemy nic o prawdziwej pracy, chcąc jedynie żyć wygodnie, odważając się jedynie na minimalny wysiłek.

Praca jest dla ludzi którzy chcą pracować. Którzy lubią pracować... I wierzcie mi- ona tam jest.
Dowiodła tego znajoma pracująca w kancelarii, oddając całą siebie, cały wolny czas, podczas kończenia tamtejszego projektu. Nie sądzę by była do tego zdolna, gdyby nie lubiła swojej pracy.

„Stracone pokolenie” być może nie będzie żyło tak jak ich rodzice czy dziadkowie.
Zapewne realia które nas otaczają, podejście do nas pracodawców( o tym komiks już niedługo), piętrzące się wokoło problemy, zmienią sposób w jaki będziemy szukać własnej niszy w tym społeczeństwie. Wielu z nas czeka mocne uderzenie o ziemię, nim w końcu się w nim odnajdzie.
Jednak mimo wszelkich negatywnych prognoz, nie sądzę by można nas było z tak lekkimi słowami, skazywać na stracenie. Stawiać na nas kreskę...

Na „do widzenia”, w sarkastycznym nieco tonie, przedstawić Wam pragnę obrazek, do którego natchnęła mnie ostatnio reklama, ciągle wyświetlana w warszawskim metrze.


SLAVA

sobota, 30 marca 2013

A skoro Wielką Sobotę mamy...




Od pewnego już czasu, chodzą po mojej głowie projekty pluszowych mutantów, a jako, że osobiście nie znoszę tych wszystkich przesłodzonych karteczek, z żółciutkimi kurczaczkami i puchatymi króliczkami, postanowiłam dać upust mojej niewielkiej frustracji.
I tak w przerwie między pieczeniem kaczki, bieganiem po sklepach, oraz zapierniczaniem z mopem po pokoju, powstała wizja słodkiego psycho-królika.

Wszystkim, których przywiało do tego bloga życzę zatem: 

Spokojnych, zdrowych Świąt Wielkiejnocy
Mokrego, pozbawionego śniegu Dyngusa.

SLAVA! 
  

piątek, 29 marca 2013

Przypadek?


Patrząc dziś przez okno, zaczęłam się zastanawiać, czy w tamtej chwili, Zima po prostu nie przyjęła wyzwania... Albo trzeba było uwzględnić jak długo ma trwać owy "ostatni raz".
Nie wierzę, że to piszę, ale chcę już wiosnę T_T.
Jak tak dalej pójdzie na święta ubiorę choinkę w pisanki...

piątek, 22 marca 2013

RPG, wspomnienia dawnych lat.

Lata mijają, a wspomnień coraz więcej...

Od lewej:
Lilaya- postać mojej przyjaciółki. Dobrze urodzona, młoda panna, ciachająca mieczem co popadnie.
Tarvick- Postać przyjaciela. Ponoć półelf. Milczący łowca. Bardzo często "Odpływał na morze Milczenia".
Diona- Moja postać. Kapłanka jakiejś bogini (już nie pamiętam jakiej). Łasa na złoto, cyniczna... Nic dziwnego, że zaufania nie budziła XD



wtorek, 19 marca 2013

Oto jest Morvi.


Czasem się śmieję, że Morvi to nie jest osoba. To stan umysłu.
Specyficzny, niepoprawnie optymistyczny, bardzo często zaskakujący mnie swoim nieszablonowym spojrzeniem na świat.
Pełna sprzeczności, a jednak jest jak poranna pigułka szczęścia- pojawi się rano i wiesz, że ten dzień będzie niezwykły. 
Z pozdrowieniami dla Ciebie Morv! Nigdy się nie zmieniaj!

A ty co masz w szafie?

Są takie dni, kiedy nawet najszczersze chęci, obracają się przeciwko nam.
Nadal próbuję ustalić, jaka to nowa forma życia, wyewoluowała w mojej szafie.
Szykuje się publikacja naukowa...

Noc jak każda inna noc...


Chrapanie moich dwóch pociech(nie wiedziałam, że koty umieją chrapać O.O), ciche trzaski mebli, krzyki za oknem i oczywiście spam nadesłany mi na komórkę.
Cthuloidy ostatnio odpuściły sobie i grzecznie siedzą pod łóżkiem. Z niepokojem czekam dnia, kiedy obudzą się zgłodniałe i wyruszą na żer.
Najgorzej jest jednak wtedy, gdy wiem, iż muszę się koniecznie obudzić bladym świtem. Wówczas tykający zegarek, doprowadza mnie na skraj załamania, gdy po godzinie 23:30 niespodziewanie robi się 4:00.
Nocne symfonie zaginają czasoprzestrzeń...

poniedziałek, 18 marca 2013

Refleksja o przemijaniu, dzieciach i telewizji...

Pani Bosacka ma wielu wiernych widzów. Nie tylko wśród osób dorosłych...

Będąc kiedyś w osiedlowym sklepiku na zakupach, takiej scenki byłam świadkiem:




Coraz częściej, w bardzo bolesny sposób, dochodzi do mej świadomości jak wiele do dziecięcych móżdżków wlewa dzisiejsza telewizja.
Oczywiście nie odkrywam przy tym ameryki, że od czasów mego dzieciństwa to często ten płaski ekran pełni rolę nauczyciela, podczas kiedy zapracowani rodzice mogą  wyżebrać nieco czasu dla siebie.
I nie było by to niczym haniebnym (wszak po tylu godzinach ciężkiej pracy, mało który rodzic ma jeszcze siłę zajmowaniem się rozbieganą, rozradowaną pociechą, skaczącą mu po plecach. Kiedy poziom dziecięcego szczebiotu przechodzi powyżej pewnej skali, rozumiem potrzebę dzisiejszych rodziców, by choć na chwilę odseparować od siebie latorośl), jednak każde rozwiązanie problemu należałoby stosować z umiarem.
Na przykładzie dość mi bliskim, swoją opinię kreowałam od kilku lat.
Dziś spoglądam ze smutkiem na opuszczony plac zabaw przed moim domem. Dzieci w wieku szkolnym policzyć mogę na jednej ręce. Królują tu matki z małymi 3-5 letnimi dziećmi, lub sędziwe babuleńki, piastujące w wózeczkach potomków swych córek lub synów. Nie wiem czy jest tak wszędzie, jednak tu na warszawskim Ursynowie, taki obrazek jest dość powszechny.
Czasy się zmieniły. W zapomnienie odeszły szałasy, skakanki, gra w gumę.
Rozumiem zmianę czasu i obyczajów w nim panujących. Rozumiem strach matek, przed samotnym wypuszczaniem dzieciaczków spod swych skrzydeł, fakt, że moje pokolenia rządziło się innymi radościami i innymi nowinkami technicznymi, które nie uziemiały nas na wiele godzin w domu.
I o ile pusty plac zabaw przeboleję, o tyle nie umiem patrzeć jak młode pokolenie nasiąka medialnym krzykiem. Jak rolę matki i ojca przejmuje bezduszny ekran. I tak naprawdę jedynym powodem takiego stanu rzeczy jest fakt, iż jest to łatwiejsze od zajęcia się dzieckiem, które jeszcze przez ten krótki okres w naszym życiu, łaknie i potrzebuje naszej uwagi... Potem rolę rodziców przejmują znajomi, szkoła- ich własna wewnętrzna podnieta, życie w którym nie będzie potrzebna mama i tata w takim stopniu jak przez te kilka lat  gwałtownego rozwoju młodych.
Właśnie... Co zapamiętają z czasów pierwszych szkolnych klas? Zdenerwowanych rodziców, których wszystko irytuje, a najbardziej ich własne dziecko, zawracające im głowę? Dziesiątki gier które przeszło? Fejsika? Głupie filmiki ja YT? Zlewające się w jedno, programy telewizyjne?
Dzień zlewający się z dniem, brak możliwości generowania wspomnień...
Możliwe, że za stara jestem na rozumienie...